Aktywizm inaczej, czyli można zmieniać świat wokół siebie, nie niszcząc nic wokół.

Głośno teraz o „aktywistkach” które oblały zupą pomidorową „Słoneczniki” van Gogha. Sam działam społecznie od wielu lat, przez ten czas współpracowałem z tabunem ludzi, poznawałem różne organizacje i pracowałem na różnych szczeblach. Chcę podzielić się historią (historiami) o tym, jak wygląda aktywizm z innej strony, takiej bardziej cywilizowanej, nie krzyczącej i wymagającej, jednocześnie dużo mniej medialnej.

​Co jest łatwiejsze?

Łatwiej jest posprzątać swoje podwórko czy cały świat? Oczywiście to pierwsze, ale to nikogo nie zainteresuje. A uprzątnięcie całego świata już brzmi wzniośle! Obserwuję w przestrzeni publicznej dużo ludzi i organizacji, które mają wzniosłe cele, a które w rzeczywistości nie robią żadnej zmiany. Jednocześnie jest tyle konferencji, na których mogą pokazać się ze swoim programem, co z tego, że to tylko słowa? Niestety to walka z wiatrakami jest dostrzegalna, a nie codzienna praca młynarza. W moim odczuciu daje to przykry efekt – zamiast pokazywać, że działania społeczne i aktywizm to działanie głównie lokalne, niosące ze sobą realne zmiany, to promuje się działania globalne, które często są skazane na porażkę, albo są po prostu sposobem na życie.

Weźmy na przykład jeden cel: zanieczyszczenie środowiska. Co jest zrobić łatwiej – napisać transparenty “Stop dla węgla!” i zrobić kilka protestów na głównych węzłach komunikacyjnych lub w centrum miasta pod kamerami mediów, czy może wejść we współpracę z lokalnym samorządem, opracować kilkuletnią strategię budowy alternatywnych źródeł energii (np. biogazowni, spalarni odpadów itd.), udokumentować cały proces, przekonać mieszkańców, urzędników i inwestorów do działania i wprowadzić zieloną energię w swoim mieście, zmniejszając do minimum ilość zużywanych paliw kopalnych?

Oczywiście łatwiej jest pokrzyczeć, w złości rzucić farbą w obraz lub budynek i rozkazać “Zróbcie, bo to jest złe!”. I taka postawa jest promowana, tymczasem planowanie, współpraca i działanie lokalne nie jest podejmowane. Łatwiej jest powiedzieć urzędnikom, że mają coś zrobić, niż zrobić coś samemu.

​Efekty pójścia na łatwiznę

Społeczeństwo, w którym żyjemy to żywy organizm i jako całość, podobnie jak każdy z nas indywidualnie, lubi iść na łatwiznę. Jesteśmy nauczeni, że możemy kontrolować świat wokół nas, tworząc odpowiednie przepisy. W ostatnich latach wytworzył się bardzo szkodliwy łańcuch tworzenia prawa. Najpierw aktywiści głośno krzyczą o jakimś problemie (przykład: stop dla węgla), krzyczą gdzie się da i jak często się da, budując narrację, że wszyscy chcą tego, co oni. Dalej pojawia się polityk, urzędnik lub połączenie jednego z drugim i widzi, że temat jest popularny, tzn. media o nim mówią, a aktywiści głośno krzyczą. Urzędnik/polityk głupi nie jest i myśli o tym jak zarobić, ale się nie narobić, więc proponuje lub od razu wprowadza przepisy zgodne z postulatami aktywistów. Taki polityk/urzędnik staje się bohaterem aktywistów, którzy głośno krzyczeli i spija całą śmietankę. W rzeczywistości jednak problemy nie są rozwiązane, bo przecież ustawą nie znosi się biedy. W tym przykładzie wygląda to tak:

​Problem: węgiel truje świat. Rozwiązanie: Zakaz palenia węglem do 2030! Jest? Jest! – a jakie są alternatywy? Czy mamy czas i pieniądze na budowę alternatyw energetycznych? Jakie są koszty środowiskowe wprowadzenia zmian? To jest nieważne. Przykład z tego roku – aktywiści: Putin zły, politycy – węgiel z Rosji stop natychmiast, efekt: brak surowca na rynku i wzrost cen o kilkaset procent. Powtórzę: ustawą nie znosi się biedy, a politycy z częścią aktywistów w to mocno wierzą i tak działają, powodując szereg nowych problemów. W rozwiązywaniu problemów pójście na łatwiznę to często przepis na katastrofę.

​Aktywizm bez niszczenia i krzyczenia

Wiemy już, dlaczego “aktywistki” próbowały zniszczyć obraz van Gogha – bo teraz o nich mówi cały świat, więc może jakiś “zdroworozsądkowy” urzędnik/polityk powie razem z nimi “Stop Oil” i wprowadzi zakaz używania ropy i gazu. “Aktywistki” powielają drogę, którą przeszło już wiele ich kolegów i koleżanek – ma być głośno, wpadnie jakaś kasa za działanie i świat uratowany (a jak nie od razu to znaczy, że można go dalej ratować takimi akcjami).

A jak wygląda aktywizm bez niszczenia i krzyczenia, bez emocjonalnego szantażu i gróźb? Ma różne oblicza. Czasami jest piękny, a czasami odrażający. Prawdziwy aktywizm to setki fundacji i stowarzyszeń, które wdrażają swoje rozwiązania na problemy, które widzą. Mają bezpośredni kontakt z człowiekiem i pomagają od serca, ale pomagają realnie. Taka pomoc nie jest jednorazowa, często trwa i trwa, a jej efekty widzimy czasami lata po rozpoczęciu działań. Nie jest to “Łazarzu, wstań!”, często nie ma tu efektu wow, więc nie jest to też tak interesujące dla żądnych ciągłej sensacji ludzi i mediów. Społecznicy w Polsce robią wspaniałą robotę, ale po tym nie mają czasu pojechać do Krakowa i obrzucić pierogami “Bitwy pod Grunwaldem” krzycząc “Dajcie nam działać!”. A chyba powinni, patrząc na to co się sprzedaje.

Polscy aktywiści walczą o nasze zdrowie, o los tych, którym w życiu nie wyszło, o zieleń, o prawdę i jawność w życiu publicznym, o integrowanie się lokalnych społeczeństw, o człowieczeństwo dla seniorów, niepełnosprawnych i chorych. O sport, rozrywkę, kulturę i ogólną radość z życia. Robią to dzień po dniu, przez lata, ale politycy/urzędnicy ciągle próbują im przeszkodzić, bo nie mogą na tym zyskać tyle, co na “jednej decyzji poprawiającej losy świata (np. stop dla węgla)”.

Polscy działacze społeczni działają, bo chcą. To ich tytaniczna i niedoceniana praca kształtuje naszą codzienność. Nie robią tego też dla pieniędzy, wręcz sami często do całej swojej działalności dokładają. Spotykałem na swojej drodze ludzi, którzy głęboko wierzyli w swoje racje i w to, co robią, jednocześnie będąc na skraju wypalenia lub wyczerpania w związku z ilością obowiązków, które na nich spoczywają. Dla mnie każdy z nich jest bohaterem, niewidocznym albo wręcz wzgardzonym przez ludzi wokół.

Przyznaję, że boli mnie bardzo to, że uwagą obdarzamy ludzi, którzy robią więcej krzywdy niż pożytku, a nie dostrzegamy i nie pomagamy osobom, które realnie zmieniają świat wokół siebie.

​Całego świata nie zbawisz.

Przez lata nauczyłem się kilku rzeczy. Jedna z nich mówi o tym, że całego świata nie zbawię. Realnie można wprowadzić zmiany w sobie i w najbliższym sobie otoczeniu, a może odbije się to też przy okazji szerszym echem. Myślenie o problemach całego świata lub całego kraju to droga donikąd. Większość życia spędzamy w promieniu kilku/kilkudziesięciu kilometrów od swojego domu, więc od swojego podwórka powinniśmy zacząć. Zamiast myśleć o suszy w całej Polsce, pomyślę o marnowaniu wody na moim osiedlu. Zamiast martwić się o 10 milionów seniorów, to pomyślę o tych w swoim mieście. Zamiast zmuszać koncerny do zburzenia platform wiertniczych, mogę pomyśleć o sposobie zasilania mojego miasta. Na nasze szczęście jest mnóstwo ludzi, którzy już z takiego założenia wychodzą. Rozglądnij się wokół siebie i dołącz do nich lub wspieraj je w taki sposób, jaki możesz. To kluby sportowe, fundacje pomagające potrzebującym, uczące Ukraińców polskiego, domy dziennego pobytu dla seniorów czy schroniska dla psów. Realna zmiana i walka o Polskę i lepszy świat to naprawianie świata wokół siebie. Tym zajmują się prawdziwi aktywiści i dla mnie to są prawdziwi bohaterowie dzisiejszego świata.

PS.Ja nie popieram formy protestu akcji “Stop Oil”. Popieram za to zdrową dyskusję i działania lokalne służące przeciwdziałaniu zmianom klimatycznym i stworzenia lokalnych źródeł energii, opartych na innym paliwie niż paliwo kopalne.

Działania społeczne w Polsce to temat rzeka. Są tu piękne rzeczy do pokazania i brzydkie jak patologie związane z korupcją systemową. Będę pisał i mówił o tym więcej. Zachęcam też do zapoznania się z naszymi przykładami lokalnych działań zmieniających świat:)

Pozdrawiam, Jakub Tyliszczak

​link do FB: https://www.facebook.com/profile.php?id=1000863190…

link do kanału na YT: https://www.youtube.com/channel/UCFIC3KCwgxv7jnK6_B_EbDA​

O autorze

Jakub Tyliszczak - wizjoner, ekonomista, działacz społeczny, człowiek. Od lat zajmuję się rozwojem organizacji, samorządów i instytucji publicznych. Powołałem Fundację Przyszłość, ponieważ widzę Polskę bogatą, a w niej bogatych Polaków. Fundacja służyć mi będzie do osiągnięcia tej wizji.
Głównym terenem moich działań jest Sulechów i województwo lubuskie.
W wolnym czasie tańczę, spaceruję, czytam, myślę i uczę się nowych rzeczy (ostatnio żonglowania).
Prowadzę kanał na YT na którym dzielę się swoimi spostrzeżeniami i wiedzą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *